sobota, 31 maja 2014

Rozdział I - Wybudzenie


* Włącz * ( zatrzymaj muzykę u góry ;))

Ciemność. Tylko to mnie otacza. Co się dzieję, że nie mogę otworzyć oczu? Wydaję mi się, że są ciężkie. Jakby mi je ktoś przykleił klejem, tak abym nie mogła otworzyć.  Czy ja jeszcze żyję? Tak, na pewno żyję. Przecież gdybym umarła nie mogłam bym myśleć i oddychać. Więc co się stało? Może ja straciłam wzrok. Chce coś powiedzieć, ale nie mogę. Jakby ktoś zamknął mi usta na kłódkę i zakluczył ją na amen. Halo, słyszy mnie ktoś?! Chce się obudzić! Błagam was to nie jest śmieszne! Chce znów zobaczyć jasność! Boję się! Krzyczałam w myślach, ale to nic nie dawało. Co jeśli... Co jeśli, kiedy nigdy nie otworzę oczu. Będę tu tak leżeć i śnić o tym?
- Kiedy ona się obudzi?- Usłyszałam głos mojej mamy. Tak, więc nie umarłam. Jednak żyję. Jednak co mi jest?
- Jej stan się poprawia, ale trudno nam określić kiedy Pani córka się wybudzi ze śpiączki.- Odpowiedział jej jakiś męski głos. Więc ja jestem w śpiączce. Dlatego mogę myśleć. Nic nie jest stracone. Mogę sie jeszcze wybudzić . Tylko pytanie kiedy to nastąpi. Kiedy otworzę oczy i ujrzę swoją mamę i tatę? Tylko co się stało, że jestem w śpiączce? Dlaczego w niej jestem? Co się stało? Chce wiedzieć, ale muszę poczekać. Na razie mój cel to otworzyć oczy.

~*~
Wokół mnie tylko ciemność, ale z każdym dniem czuję się lepiej. Od czasu do czasu usłyszę skrawek rozmowy, a to dobry znak. Jednak moi rodzice tracą nadzieję na to, że kiedyś się obudzę. Ja? Ja również ją powoli tracę. Mimo to, że czuję się lepiej, ale moje powieki są nadal ciężki. Czy to może być koniec? Nagle błysło mi światło, ale oczy miałam zamknięte. Zobaczyłam oświetloną postać. Jedną ręką mnie dotyka. Nie widzę twarzy i nie wiem kto to może być. Po chwili jednak się oddala, a ja powoli otwieram oczy.
Oślepił mnie blask słońca. Kilka razy mrugnęłam oczami, aby się przyzwyczaić do jasności. Trzy dni w ciemnościach sprawił swoje. Zaczęłam się rozglądać po sali. Była ona biała, jedno szpitalne łóżko, na którym leżałam. Na jednej ścianie wisiał obrazek z Jezusem. Koło mnie był sprzęt lekarski, a po chwili do sali weszła pielęgniarka. Spojrzała na mnie i wyszła od razu. Jednak wróciła z lekarzem i z moimi rodzicami. 
- Kochanie, w końcu się obudziłaś.- Powiedziała moja mama. Nic jej nie odpowiedziałam.
- Muszę ją zbadać. Proszę o wyjście z sali.- Powiedział pan w biały fartuchu. Moi rodzice wyszli z sali, a lekarz zaczął mnie badać. Światełkiem zaczął mi patrzeć w oczy.- Wszystko jest dobrze. Za chwilę zabiorę Cię na inne badania, a teraz możesz pobyć trochę z rodzicami.- Powiedział i wyszedł. Od razu po nim weszli rodzice.
- Co... Co się stało?- Zapytałam nie pewnie.
- Miałaś wypadek.- Odpowiedziała moja  mama.
- Jaki wypadek?
- Samochodowy.- Tym razem powiedział tata.
- Przecież ja nawet prawa jazdy nie mam, o ile dobrze pamiętam.- Powiedziałam.
- Tak wiemy.- Powiedział znowu tata.
- Więc kto był ze mną?- Spytałam.
- Nie ważne.- Powiedział tata nerwowo chodząc po sali.
- Kto?!- Uniosłam już głos.
- Lola.- Powiedziała mama  ze spuszczoną głową.
- Jak ja żyję ona też musi żyć.- Zaczęłam mówić nerwowo.
- Nie miała tyle szczęścia co ty.- Powiedział tata.- Zginęła na stole operacyjnym.- Dodał.
- Nie! To nie możliwe! Ona żyję! To nie jest śmieszne tato!- Krzyczałam. Mama wyszła i wróciła z pielęgniarką. Podała mi coś i usnęłam.

~*~
Gdy się obudziłam było już ciemno. Dopiero teraz dotarło do mnie to, że Lola nie żyję. Moja najlepsza przyjaciółka, która powinna żyć. To ja powinnam zginąć, a nie ona. Ona była zupełnie inna niż ja. Zawsze wesoła, kochana i pomocna. Uwielbiała dobrą zabawę.  Gdy musiała umiała zachować powagę, a gdy już miała się zabawić to raz, a porządnie. Jak w ogóle doszło do wypadku. Przecież Lola to świetny kierowca? Nic już nie wiem. Poznałam ją jakoś w wieku 13 lat. Wtedy zaadoptowali mnie moi obecni rodzice. Jako jedyna ze mną się zaprzyjaźniła. Uwielbiałam się z nią bawić bo zawsze ponosiła ją wyobraźnia, a teraz? Teraz jej nie ma. Wszystko moja wina. Gdybym coś wtedy zrobiła. Może inaczej by się to skończyło. Po moich policzkach spłynęły łzy. Traktowałam ją jak siostrę, której nie miałam nigdy. To właśnie ona mi uświadomiła, że taki miał być mój los. Taki, że trafiłam do domu dziecka, aby mnie obecni rodzice zaadoptowali i abyśmy się poznały. Ona mi pomogła się pozbierać tym, że moi prawdziwi rodzice mnie zostawili. Nawet nie wiem czemu. Uwierzyłam jej. Taki był mój los. Taki aby poznać ją. Tylko dlaczego ona zginęła? To też było w scenariuszu? Usiadłam  na łóżku i znów zaczęłam się rozglądać po sali. Przez szparkę w drzwiach przedostawało się światło z korytarza. Otarłam łzy i wstałam z łóżka. Zaczęłam się tam kierować. Weszłam na korytarz i szłam wzdłuż sal. Cały czas płakałam i myślałam dlaczego to się stało? W końcu zatrzymała mnie pielęgniarka.
- A ty gdzie idziesz? Powinnaś leżeć i odpoczywać.
- Dość już odpoczęłam. Chce z stąd iść.- Powiedziałam, a ona na mnie ze zaskoczeniem spojrzała.
- Chodź na sale. Prześpij się i jutro będzie lepiej.
- Nie!- Uniosłam głos.- Niech pani da mi spokój.- Dodałam już łagodnie.
- Dziecko jesteś cała blada. Chodź.- Powiedziała chcąc mnie złapać za rękę.
- Nie!- Znów uniosłam głos.- Chce iść dalej.- Powiedziałam.
- Donia idź po lekarza.- Zawołała pielęgniarka i po chwili zjawił się lekarz. Ona przedstawiła mu sytuację.
- Panno Black jest już późno. Pora się położyć.- Powiedział, a ja zaczęłam płakać. Nie wiem dlaczego przytuliłam się do niego.- Musi pani odpoczywać.- Dodał. Lekarz odprowadził mnie do sali, w której leżałam. Położyłam się do łóżka i znów się popłakałam jak małe dziecko. 
Zamknęłam oczy z myślą, że zasnę, ale zamiast snu zobaczyłam obraz mojej jedynej przyjaciółki. Następnego dnia gdy się obudziłam siedzieli już przy mnie rodzice.
- Kiedy jest pogrzeb?- Zapytałam.
- Kochanie on już się odbył.- Odpowiedziała mama. Znów zalałam się łzami.
- Ile byłam w śpiączce?
- Jakiś miesiąc.- Powiedział tata. Zaczęłam patrzeć w sufit.
- Nie było mnie tam.- Powiedziałam półszeptem.- Jak wyglądała?
- Miała taką kremową sukienkę i związane włosy w koka.- Powiedziała mama.- Oraz czarne balerinki.
- Złożyliśmy jej rodzicom kondolencję z twojej strony, a oni życzyli Ci szybkiego powrotu do zdrowia.- Powiedział tata.
- Mamo...Czy gdy wyjdę ze szpitala będę mogła odwiedzić ją?
- Oczywiście kochanie.- Powiedziała mama z delikatnym uśmiechem.- Pojedziesz.
- Lekarz nam powiedział, o tym co się wczoraj stało.- Zaczął tata.- Nam też jest przykro, ale musisz się z tym pogodzić.- Dodał.
- Mam się pogodzić z tym, że moja przyjaciółka nie żyję?! To ja powinnam zginąć, a nie ona!- Uniosłam głos. Mama natychmiast mnie przytuliła i uspokoiła. Ja jedynie płakałam w jej ramię.
- Mamo dlaczego?
- Nie wiem skarbię, ale najwidoczniej tak musiało być.- Odpowiedziała.

____________________________________________________________
Witam was serdecznie. Mam nadzieję, że pierwszy rozdział was nie za nudził i będziecie czytać dalej. Powiem wam szczerzę, że pisząc ten rozdział włożyłam w niego całe moje uczucia i pisałam go z sercem. Skomentujcie bo to bardzo motywuję do pracy <3

12 komentarzy:

  1. Świetne pisz dalej <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Super piszesz lubię opowiadania fantasy :333

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie piszesz. Bardzo wciągające, pisz dalej, bo zapowiada się naprawdę ciekawie ;)

    Zapraszam również do siebie : http://mydreamityou-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. poplakalam sie jak czytalam
    Pienknie <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Już nie mogę się doczekać następnej części

    OdpowiedzUsuń
  6. Chcę szybko nexta bo nie wytrzymam

    OdpowiedzUsuń
  7. Czekam na nn, mam łzy w oczach. :( Ale znaczy że mi się podoba, a do tego muzyka. Ja cię kocham. Je t'aime amoure!

    OdpowiedzUsuń
  8. To jest piekne ♥

    OdpowiedzUsuń
  9. Jej...aż się popłakałam ;c
    Świetny rozdział <33
    Czekam na nexta ;)


    Zapraszam do siebie:
    http://softlydreams.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń